Mieszkając na wsi mam tak naprawdę pod nosem dużo naturalnego jedzenia. Prawie przy każdym domu posiada się tutaj ogródek i ma się kilka, bądź kilkanaście kurek. Mają one gdzie biegać i mogą sobie podjadać trawkę, oraz inne robaczki. Kura na wsi ma dużo lepiej, niż te które są zamykane w różnego rodzaju kurzarniach. Każdy, kto miał okazję chociaż raz w życiu zjeść prawdziwe wiejskie jajko, widzi od razu różnicę pomiędzy takim, a tymi które są dostępne w dyskontach po bardzo niskich cenach. Żółtko jaja z supermarketu jest wręcz pomarańczowe i naprawdę nie wygląda zbyt apetycznie. Śmiałem się nawet kiedyś do mojej dziewczyny, że nigdy bym się takiego jajka nie tknął.
Przyzwyczaiłem się bowiem do takich, jakie przez całe życie mam w domu rodzinnym i chyba nigdy nie byłem zmuszony, by kupować jajka w mieście. Jeśli wyjeżdżałem na dłużej do miasta, to zawsze udało mi się przemycić ze sobą chociaż jedną formę, do której wchodzi 10 sztuk. Zawsze miałem pewność, że będę sobie mógł z tego zrobić 3 razy jajecznicę, lub jakiś omlet. Jajka dają tak naprawdę zupełną dowolność i możemy z nich zrobić praktycznie dziesiątki potraw. Jajko na miękko, na twardo, omlet, jajecznica, jajko jako dodatek do wielu ciast i mógłbym tak dalej wymieniać godzinami. Jednakże moją ulubioną potrawą jest zdecydowanie jajecznica.
Od małego chłopca uwielbiałem jeść śniadanie związane z jajkami. Jak zrobić jajecznice wiedziałem już mając 8 lat. Smażyłem sobie ją sam i wychodziła mi naprawdę pyszna. Do tego stopnia, że moja starsza siostra prosiła mnie zawsze, bym wbił więcej jajek i podzielił się także z nią. Nie miałem wyboru, gdyż ona też często mi we wszystkim pomagała. Przygotowywałem więc to z miłą chęcią dla większej liczby osób i nie stanowiło to dla mnie problemu. Z czasem nauczyłem się robić jajecznicę z dodatkiem różnych ciekawych rzeczy, gdyż smak takiej najpopularniejszej, czyli na maśle, bądź boczku, znudził mi się szybko. Moją ukochaną jajecznicą była ta na lubczyku, który jest mocno nie docenianą rośliną.